Tekst : Andrzej Kojder
Zdjęcia : najczęściej Hanna Kojder

piątek, 16 listopada 2012

Emigracja, ale gdzie



Pozwólcie, że pociągnę troszkę jeden z wczorajszych postów, dokładnie ten. Tak więc, jeśli nadal się nie zorientowaliście, pociągnę zabawę dalej.
W tym kraju (a dokładnie w jego pewnej części, do której się wybieramy), jest zrobione powyższe zdjęcie. Poza tym, wyobraźcie sobie najwyższą stawkę vat (a raczej jego odpowiednika) na poziomie 5%, podatek dochodowy 10%, robi się cieplej, mimo że dziś po północy temperatura osiągnęła - 2 stopnie celcjusza. Jest tam również pustynia, nieco na zachód i to prawdziwa pustynia, z kaktusami i piachem.
Można spotkać bezkresne przestrzenie, proste drogi, takie proste ciągnące się po kilkadziesiąt kilometrów. Troszkę dalej na północ można spotkać misie polarne, no i bizony (te akurat niekoniecznie na północy)/

Mieszkańcy tegoż kraju grają dobrze w hokeja i w pewną odmianę amerykańskiego futbolu ;-). Używają jednostek miar metrycznych (od lat 70tych więc w praktyce różnie może to wyglądać, irlandczycy też niby używają, ale wielu z nich nie pojmuje tego do końca), jeżdżą po prawej stronie. Jest to kraj dwujęzyczny, jeden z tych języków to angielski, z drugim gorzej bo francuski (podstawy jakieś są hehe)

Ogólnie baaardzo podobają mi się blogi ludzi zamieszkałych tam, pozdrowię przy okazji. No dobra wliczając powierzchnię różnych ogromnych i nieco mniejszych jezior, jest to drugi (po Rosji) największy kraj, oczywiście pod względem powierzchni,  no i dzięki nim mamy syrop klonowy hehe.



PRZEWIJAĆ POWOLI




Wiszą tam takie flagi, szczególnie na Canada day :-)


Mam nadzieję, że nie wszyscy wiedzieli od razu.



czwartek, 15 listopada 2012

Wracamy do Irlandii, a dokładnie do Dún Laoghaire







Dún Laoghaire (czyta się to najczęściej Dan Liri, tudzież Dun Liri) miasteczko portowe zaledwie kilkanaście kilometrów na południe od Dublina. Można nieco odetchnąć, naładować akumulatory, szczególnie jeśli ktoś lubi to robić nad morzem. Wycieczka niestety często może skończyć się na wydawaniu pieniędzy na George's street, dość urokliwej uliczce, z mnóstwem sklepów.
Nie chwaląc się napiszę, że pracowałem tu kilka lat, dosłownie 150 metrów od takiego widoczku na morze (bardziej poprawnie, na zatokę ale co tam).
Mieścina niegdyś nazywała się Kigstown, a było to w latach 1821 - 1921, widocznie anglicy łamali sobie język na tej nazwie. Jednak tuż po obaleniu rządów Wielkiej Brytanii na wyspie, przywrócono starą nazwę.
Pierwsza linia kolejowa w Irlandii, wiodła właśnie ze stolicy do Kingston, podobno czasem bywał tutaj Michael Collins (można tak wywnioskować oglądając film Michael Collins hehe ). Po starej nazwie pozostał Hotel Kingstown.

Nie zanudzam już, oto zdjęcia.












 

Wycieczka do Oslo i nazewnictwo Ryanair'a

Nadszedł wymarzony dzień i fru lot do Oslo, właściwie to do Rygge. Może najpierw dlaczego do Rygge, a nie do Oslo, skoro Ryanair uświadamia wszystkich, że to jest jedno z lotnisk Oslo, tak samo jak lotnisko w Gironie nazywają Barcelona, mimo, że Barcelona oddalona jest o dobre 90 km od tegoż lotniska (trzeba przywyknąć i zawsze sprawdzać).

Tak więc, nieopodal stolicy Norwegii, znajdują się 3 lotniska, najbliższe to Oslo Gardemoen, oddalone o prawie 50 km od centrum miast (tym niemniej tak lotnisko się nazywa),
 natomiast tanie linie, lądują głównie w pozostałych dwóch :
 Torp (prawie 100 km od stolicy trollowego państa, jednak nie przeszkadza to Ryanairowi nazwać lotniska Oslo Torp), tam głównie można tanio dostać się z Polski, w cenie nawet 40-50 zł z wszystkimi opłatami, jednak bez bagażu, warto zaznaczyć, że transport z lotniska do stolicy pochłonie większą sumę pieniędzy, w koronach norweskich.

Rygge/Moss (60 km od celu) oczywiście Ryanair nazywa lotnisko po swojemy, Oslo Rygge. Przy okazji nie polecam autokarów Ryggeekspresen, które zwykle są przepełnione i droższe (160 koron w jedną stronę) od pozostałych możliwości dostania się do Oslo. Polecam natomiast NSB, czyli koleje norweskie, fajna taka przejażdżka, jedyny minus, trzeba dostać się na stację w Rygge, regularnie jeździ tam shuttle bus. Najtańsza opcja, ale mało wygodna, to autokar Timekspressen, więcej w tym wątku http://fly4free.pl/forum/viewtopic.php?f=41&t=1800

Po przybyciu na miejsce trzeba uważać na trolle, są wszędzie. Pozują do zdjęć, ogólnie dość sympatyczne stworzenia. Nie wiem czemu, ale ucieszył się, że jestem z Polski.



Tuż przy stacji Oslo S., stoi zaś groźny tygrys. O mało nie zjadł mi żony. Interwencja okazała się jednak zbędna




Domek dla ptaszków i podwójne czerwone dla pieszych, nadal nie wiem o co chodzi z tym






Głównym deptakiem stolicy kraju trolli jest Karl Johans Gate, ale stwierdziliśmy, że przylegające ulice i placyki są równie, jeśli nie bardziej urokliwe.















Widok na Karl Johan Gate i prawie całe Oslo ze wzgórza na którym znajduje się pałac królewski, król odmówił ugoszczenia nas



Trafiliśmy na uroczystą zmianę warty.







Z tyłu pałacu znajduje się mały park, zabraliśmy stamtąd pamiątki, królewskie kasztany :-)


Pałac królewski od frontu. Jako, że Norwegia jest monarchią, nadal mieszka tu król. Mało tego chyba akurat organizował jakieś przyjęcie, co chwile jeździły limuzyny (prawdopodobnie z gośćmi) z obstawą na motocyklach.




Malownicze wybrzeże, można stąd popłynąć na liczne wysepki, znajdujące się na Oslofiord. Gołąbki uwielbiają tu przesiadywać.







Pożegnania nadchodzi czas











Już wkrótce, w nadchodzącym roku 2013, opuścimy Irlandię, być może na zawsze, chociaż kto wie, może jeszcze odwiedzimy ten kraj w przyszłości.

Ma to dobre strony, zapewne nastąpi mała reaktywacja bloga, już planuję, kilka następnych wpisów, również po przeprowadzce do innego kraju, który zapewne odkryje kilka swoich ciekawych stron przed nami.

Wkrótce o wycieczce do Oslo, oraz oblicza pięknej Normandii i jej największego miasta Caen. Trzeba nadrobić zaległości.